
Skarbnik z miłością do klasyków
Na co dzień Pani Dorota Pałka dba o finanse gminy Alwerni. W wolnych chwilach wskakuje za kierownicę swojej ukochanej perełki: Syrenki lub Warszawy. Zabytki pozwalają jej zapomnieć o kłopotach i nabrać dystansu do życia. Niedawno mieszkańcy naszej gminy mieli okazję podziwiać jeden z jej pojazdów podczas Zlotu Zabytkowych samochodów w Alwerni.
Dzięki Pani inicjatywie, początkiem maja do Alwerni zjechali miłośnicy z Klubu Zabytkowych Syren i Warszaw z całej Polski. Nasi mieszkańcy mieli okazję podziwiać kilkadziesiąt pięknie zachowanych okazów, w tym Pani wyjątkową, pomarańczową Syrenkę z 1982 roku.
- Kilka lat temu, wraz z mężem Pawłem dołączyliśmy do Stowarzyszenia z Nekli, które zrzesza fanów Syren i Warszaw. Co roku, w majówkę organizujemy zlot w innym miejscu w kraju (a co drugi rok – za granicą). Tym razem, dzięki przychylności Pani Burmistrz Beaty Nadziei-Szpili odwiedziliśmy właśnie Alwernię. Cieszę się, bo to miasteczko ma wyjątkowy klimat i chyba najpiękniejszy Rynek w całej Małopolsce. Mieszkańcy bardzo przyjaźnie nas powitali i widać było, że auta zrobiły na nich wrażenie.
A jak się zaczęła Pani przygoda z Syrenką?
- To był chyba rok 2014, gdy mąż przywiózł na lawecie starego, zardzewiałego rupiecia. Byłam zła, bo Syrenka wyglądała fatalnie i przez długi czas szpeciła mi ogródek. Już nawet roślinki zdążyły zapuścić w niej korzenie… Pewnego dnia Paweł zabrał się za czyszczenie auta. Okazało się też, że silnik jest zdrowy i Syrenka odpaliła. W okolicach Wszystkich Świętych wybraliśmy się nią na pierwszą przejażdżkę do Tenczynka na groby bliskich. Wtedy między nami zaiskrzyło.
Dziś pomarańczowa Syrenka wygląda imponująco i przyciąga wzrok wszystkich. Ale jej początki nie były łatwe…
- Była kremowa, zardzewiała i miała takie bordowe siedziska ze skaju. Mąż przed generalnym remontem zrobił wizualizację pojazdu i wtedy ustaliliśmy jej kolor i każdy detal wyobrażając sobie jak chcemy, by wyglądała. I tak krok po kroku dążyliśmy do celu. Wiele części trzeba było kupować przez Internet. Auto właściwie zostało rozebrane do ostatniej śrubki, by następnie złożyć go na nowo, by wyglądało tak, jak dzisiaj.
To wiązało się z ogromem pracy i zaangażowania. Pani jednak zamiast narzekać, zakasała rękawy i wspierała męża w garażu…
- Pokochałam tę Syrenkę. Mamy to szczęście z Pawłem, że te stare samochody stały się naszą wspólną pasją. One mają duszę. Sprawiają, że siadając za kółko całkowicie pozbywamy się problemów. Działają na nas jak lekarstwo na troski.
No właśnie, bo tych starych samochodów jest w Waszym życiu więcej…
- Po Syrence kupiliśmy maluszka z 2000 roku. Skusił nas jego piękny pomarańczowy kolor, który pasował do naszej Syrenki. Jest świetny, ale czasem się zastanawiam, jak w dzieciństwie całą rodziną mieściliśmy się do podobnego malucha i z bagażami przemierzaliśmy kraj. Dziś wydaje się tutaj bardzo ciasno… Po maluchu kupiliśmy starą Nyskę, która wymagała kompleksowego remontu. Mieliśmy się za nią zabrać, ale w międzyczasie pojawiła się możliwość zakupu przepięknej Warszawy. To autko skradło nasze serca. Nie wymagało już większych remontów poza drobną kosmetyką. I tak Nyska poszła w odstawkę. Wystawiliśmy ją na sprzedaż. Dziś jest atrakcją dla płetwonurków.
Jak to dla płetwonurków?
- Zainteresował się nimi klub płetwonurków, który szkoli się w basenie w Mszczonowie pod Warszawą. To największy taki basen w Europie. Przed sprzedażą, mąż zobowiązał się pomalować auto specjalną farbą, wyspawać schowki potrzebne podczas szkolenia pod wodą i pozbyć się „wnętrzności”. Auto zatopiono około 45 metrów pod wodą. Niedawno oglądaliśmy w telewizji reportaż o klubie płetwonurków i mieliśmy okazję oglądać naszą Nyskę. To było wzruszające doświadczenie…
Wróćmy na chwilę do Warszawy. Bordowa perełka z 1967 roku jest Pani ulubioną?
- Odkąd interesuję się zabytkowymi samochodami, zaczęłam marzyć o Warszawie garbusce. Nie mam garbuski, ale mam Warszawę. Jest piękna, wygodna i nie zamieniłabym jej na żadną inną.
Takie autka przykuwają wzrok nie tylko na trasie, ale przede wszystkim, gdy gdzieś nimi zaparkujecie. Może się Pani poczuć jak gwiazda filmowa…
- Na początku bardzo mnie to krępowało, bo ludzie faktycznie podchodzą do nas, chcą zrobić sobie zdjęcie, machają, gdy przejeżdżamy. Szczególnie miło reagują osoby starsze, które pamiętają te wozy z czasów, gdy normalnie jeździły po drogach. Miłe jest to szczególnie za granicą, gdy spotykamy się z Polonią podczas rozmaitych zlotów. W ubiegłym roku byliśmy w Litwie, Łotwie i w Estonii, gdzie było bardzo dużo wzruszeń.
By dojechać do Estonii musieliście przejechać na kołach około 3 tysięcy kilometrów. Samochody dają radę?
- Dają, choć w dalsze trasy zawsze jedziemy grupą. Każdy ma ze sobą podstawowy sprzęt, by w razie potrzeby naprawić drobną usterkę. Za granicę jedzie z nami także laweta na dwa samochody. W drodze do Estonii bardzo się przydała. Co ważne, wszędzie, w kraju i Europie są pasjonaci tacy jak my, którzy zawsze chętnie pomogą. W Estonii udostępnili nam garaż, dzięki czemu szybko udało nam się postawić jeden z wozów na „nogi”. To wspaniałe, bo w takich klubach, stowarzyszeniach ludzie są dla siebie jak rodzina. Tutaj nie liczy się, kto jest kim w życiu na co dzień. Liczy się tylko pasja, która nas łączy.
Dzięki swojej pasji robicie także coś dobrego dla innych. Zabytki pomagają podczas akcji charytatywnych…
- Od kilku lat bierzemy udział w Rajdzie Koguta. Każdy uczestnik musi wpłacić wpisowe w wysokości tysiąca złotych, które zasilają konto fundacji pomagającym chorym dzieciom. W ubiegłym roku zebraliśmy 2,5 miliona złotych. Startujemy zawsze w okolicach Bożego Ciała w Oławie, skąd jedziemy co roku w inne miejsce. Tym razem meta będzie w Piwnicznej. To świetne wydarzenie pełne dobrej energii i wspaniałych ludzi. Już nie możemy się z mężem doczekać.
Beata Nadzieja-Szpila, Burmistrz Gminy Alwernia:
- Kiedy masz równowagę w życiu, praca jest zupełnie innym wymiarem. Pasja przenosi człowieka na zupełnie nowy poziom spełnienia i wdzięczności. Możesz robić, co w twojej mocy dla siebie i dla innych. Cieszę się, że moi współpracownicy, podobnie jak ja, moją swoje pasję. Ciekawe zainteresowania ma Pani Dorota Palka, skarbnik Gminy Alwernia Cieszę się, że promuje naszą gminę. W weekend majowy przywiozła przyjaciół pasjonatów z całej Polski do Alwerni. Mieszkańcy naszej gminy mieli okazji podziwiać prawdziwe perełki motoryzacyjne. Auta robią wielkie wrażenie, a możliwość przejechania się nimi to wyjątkowa frajda dla całych rodzin. Chciałabym, by taka wystawa na stałe wpisała się jako atrakcja w gminie Alwernia.
Tutaj można zobaczyć Nyskę, która należała do Pani Doroty i jej męża, a która obecnie służy płetwonurkom spod Warszawy: